Najpierw rodzinka spod Częstochowy podesłała cudne ozdobne dynie, potem w przy okazji wizyty w Lerła Myrlę dojrzałam wrzosy do których słabość mam okrutną, poszłam oczywiście przyjrzeć im się bliżej, a tam na końcu alejki wrzośce po złotóweczce!!( przecież nie mogłam przejść obojętnie). Wrzośce zakupione można wracać do domu, a tam już czekały śliwki i gruszki na przetwory.
Węgierki się smażą, a zapach smażonych śliwek jest dla mnie jednoznaczny ze zbliżajacym się końcem lata. Jeszcze dynia cudna wyhodowana przez Dziadka pewnego Karola :) ma do mnie trafić w najblizszym czasie, a w planach na dzisiejszy wieczór jest babka z gruszkaami mniammmmmi.
Nic tylko jesienią siedzieć w kuchni i pichcić, smażyć, piec i inne przetwory szykować.
Patrzę sobie przez okno na zachodzące słońce, którego ostatnie promyki oświetlają pierwsze żółte liście. Czyż świat nie jest piekny ?? :) Uwielbiam jesień!
Ale zostawmy moje dziwne przemyślenia na boku choć kto czyta mnie od początku ten pamięta pewno moje ostrzeżenia, że funkcja terapeutyczna bloga i moje uzewnętrznianie się czasem będzie się tu pojawiać, ale tę część zawsze możecie ominąć i pozostać przy zdjęciach i komentarzach ;P

Kochane, wielkie dzięki za tak ogromna ilość przemiłych słów pod moim ostatnim postem z tasiemkami. Jak już pisałam postaram się przygotować mały tutorial i w najbliższym czasie przedstawić go na blogu. Jednak następny post należeć będzie do Was. Pokażę wszystkie upominki, które otrzymałam w ostatnim czasie, a troszkę się tego uzbierało :)
Buziaki przesyłam i lecę piec moją babkę z gruszkami, trzymajcie kciuki, żebym jej nie spaliła
Agata